Odbyła się kolejna, już druga pielgrzymka Dolnoślązaków, byłych mieszkańców i ich potomków związanych z parafią w podlwowskiej Hodowicy. Wyjazd zorganizowało Wrocławskie Towarzystwo Miłośników Lwowa i Kresów Południowo-Wschodnich (MLiKPW) z panem prezesem Zdzisławem Piwko, wywodzącym się z tejże miejscowości.
Pielgrzymka nawiązywała do przedwojennej tradycji odpustów w święto Wniebowzięcia NMP, gromadzących wówczas po kilkanaście tysięcy wiernych. Celem pielgrzymek był otoczony kultem wizerunek Matki Bożej Łaskawej, obecnie znajdujący się we Wrocławiu w Kościele św. Augustyna przy ul.Sudeckiej.
Tegoroczna uroczystość jak i w roku poprzednim odbyła się przed kościołem przy ołtarzu polowym. Mszę św. celebrował ksiądz Bazyli Pawełko z sąsiedniej Nawarii, gdzie budowniczym świątyni był ten sam architekt (autor wielu budowli na Kresach), Bernard Meretyn. Niestety kościół w Hodowicy nie oparł się władzy radzieckiej. Mimo jednak stanu w jakim się znajduje robi niesamowite wrażenie, jest uważany za wybitniejsze dzieło autora.
W ostatnim czasie zorganizowała się grupa rzymskokatolików działających na rzecz jego odbudowy, mówi się o pomocy konsulatu francuskiego. Jedno jest pewne, są tu potrzebne ogromne środki.
Co do okoliczności zniszczenia tego kościoła, krążą różne wersje. Oficjalna to pożar, nieoficjalna – wybuch. Niezależnie, która wersja jest bardziej prawdopodobna, to zrobił to tzw. człowiek radziecki. Będąc we wnętrzu tej świątyni trudno go zrozumieć. Pani Natalia Spodarek, przedstawicielka hodowickich katolików zadaje pytanie i nie odnajduje na nie odpowiedzi: ,,Jeśli już nie wierzysz w Boga to dlaczego nie doceniasz piękna? Nie doceniasz dorobku minionych pokoleń?”. Siła indoktrynacji jest ogromna!
Nie sposób tutaj nie odnieść mi się i bardziej osobiście, ponieważ i moi przodkowie spoglądali na wizerunek Matki Bożej Łaskawej. W roku 1935 w tym kościele słowa sakramentalnej przysięgi wypowiadali moi dziadkowie: Maria Truch z Basiówki i Franciszek Solik z Zimnej Wody. Spoglądały na nich dzieła Bernarda Meretyna, Jana Jerzego Pinsla, Macieja Polejowskiego, Aleksandra Rolińskiego i Chrystus, z pustego dziś krucyfiksu.
Przez wszystkie lata, przypuszczam, że od roku 1945, nad łóżkiem mojej babci wisiał obraz z ołtarzem z Hodowicy. Dzisiaj jest moją pamiątką.
W młodości moja babcia śpiewała w chórze w Hodowicy. Jak mogę sobie wyobrazić występowała tam publicznie, pewnie i na tych uroczystych odpustach. Byłoby dla mnie czymś wyjątkowym, gdyby jej głos mógł zabrzmieć i na tym portalu. Nagranie jakie posiadam jest nieco uszkodzone, pochodzi z roku 1978.
W roku 1945 moi dziadkowie opuścili ziemię rodzinną. Po dwóch miesiącach ,,jazdy”, w grudniu wysiedli z transportu w Ścinawie. Swoje miejsce na ziemi znaleźli w pobliskich Parszowicach. Tam są ich groby.
Witold Zagrodny