W Kurierze Stanisławowskim często drukowano artykuły, w których opowiadano o tradycjach wielkanocnych na Pokuciu i w całej Polsce. Właśnie taki artykuł nieznanego autora, o pseudonimie „Relf”, mieli możność przeczytać czytelnicy stanisławowscy w roku 1901:
„Święcone”
Sam zwyczaj „święconego” odległej sięga starożytności, powszechnym zaś jest jedynie między narodami słowiańskimi. W Polsce zwłaszcza obyczaj ten z wielką obchodzony był uroczystością, rozwierając upusty znanej powszechnie gościnności, na co tylko zamożność domu, zręczność gospodyni i szafarki, kunszt i dowcip pasztetnika i kucharza zdobyć się mogły – wszystko to służyło do uświetnienia i ozdoby święconego. Po domach możnych zastawiano dniem stoły olbrzymie, ciągnące się wzdłuż sali jadalnej. W środku stał baranek misternie wyrobiony z masła, z maślaną wełną i oczyma z drogich kamieni. Dookoła stołu i pod ścianami, zastawiono stosownie do zamożności domu zwierzyną wszelką jak: dziki, jelenie, tury upieczone w całości i wypchane drobną zwierzyną, drobiem, prosiakami itp. Stoły, a nawet ściany pokoju zdobiły zwoje kiełbas sięgające aż do pułapu, wędzonki, ozory, półgęski i stosy jaj, czyli pisanek.
Dalej ustawiano rzędem placki różnego rodzaju i kształtu przekładane bakaliami, baby potwornej wielkości wyobrażające zamki i grody, wreszcie kołacze i jajeczniki, serowce, maczniki, przekładańce i mazurki. Trunków wszelkiego rodzaju dostatek wódek, piwa i miody całe antały. Układano wszystko w sposób malowniczy i wdzięczny dla oka i co najważniejsze, symbolizujące pewną myśl lub uzmysławiając plastycznie pewne akty, czy sceny religijne, jak o tym wspomina Słowacki w „święconem” u Radziwiłła i Mikołaj Pszonka w „święconem” u hetmana Tarnowskiego. Przepisywano także pewne właściwości lecznicze poszczególnym częściom święconego. Tak np. placek wielkanocny przełamany na kawałki rozdawano między krewnych i przyjaciół, by do następnego roku uchronić ich od wszelkiej złej przygody.
Główną zastawą święconego u ludu stanowią kołacze, pierogi, placki, knysze, wędliny i jaja. Na Mazowszu do niezbędnych należą: baranek na sucho pieczony, placki pełne szafranu, jaja, pisanki, bogatsi dodają jeszcze nogi wołowe studzone, wędliny i tak zwaną „garlitę”, przystrajają wszystko bukszpanem, barwinkiem i chrzanem. Na Rusi znowu, zwłaszcza na Pokuciu w stanisławowskim, święcone zasadza się na przygotowaniu paski, którą gospodyni piecze osobno dla każdego z domowników. Ciekawym i wysoce charakterystycznym jest sam obrzęd pieczenia pasek, gdzie gospodyni przed włożeniem ciasta w piec, łopatą robi znak krzyża, wymawiając przy tym sakramentalne: ” W ymia Otca, y Syna, y Swiatogo Ducha, paska w horu, a piecz w dołynu”. W owej chwili nikt z obecnych nie śmie usiąść, gdyż w takim razie mówi zabobon, że i ciasto by opadło.
Do cerkwi udaje się cała rodzina niosąc poszczególne części pieczywa przeznaczonego do święcenia. I tak ojciec niesie dwie paski owinięte w obrusy, matka besahy tj. worki z pleskanką serami i masłem, jajami, wieprzowiną, solą, pisankami, kuleszmi i knyszami. Po nabożeństwie w cerkwi i pokropieniu święconego gospodarz za powrotem do chaty obnosi paskę po trzykroć na około obejścia, po czym dzieli ją na równe części rozdając między rodzinę i domowników. Na zakończenie jeszcze coś o zabawach ludowych świątecznych. Tak jak inne obrzędy rozdzielić znowu należy nam na starosłowiańskie i chrześcijańskie. Do tych należy obrzęd „Hahułki”, reminiscencja tych smutnych czasów, kiedy świątynie pańskie i kościoły oddawano Żydom w zastaw. Pogańskiego pochodzenia jest zwyczaj dotąd najbardziej na Rusi obserwowany, a znany pod nazwą Radawnicy, Razinicy lub Radnicy; tłuczenia lub tarzania jaj na mogiłach. Późniejszego, bo już chrześcijańskiego pochodzenia jest „Baranek” charakteryzujący się znowu obwożeniem po wsi baranka symbolizującego niewinność Chrystusa, przy czym śpiewano okolicznościowe piosenki. W roku 1914 w Gazecie Stanisławowskiej był wydrukowany artykuł o szczególnym miejscu Świąt Wielkanocnych w dziejach Polski pt. „Wielkanoc w dziejach naszego narodu”: Kiedy zbliża się dzień Zmartwychwstania, przychodzi nam mimo woli na myśl naszego narodu zmartwychwstanie. Obie te „rezurekcje” łączą się zawsze w umysłach naszych. To połączenie obchodu największej pamiątki chrześcijańskiej z myślą o rezurekcji narodowej jest tym naturalniejsze, że ciekawym zbiegiem okoliczności nieraz w dziejach naszych porozbiorowych Święta Wielkanocne schodziły się z dniami największych nadziei i radości narodowych.
W roku 1791 Wielkanoc przypadła na 24 kwietnia to jest na dni dziesięć przed wiekopomnym dniem 3 Maja. W wielkim tygodniu zaś odbywały się ciągle zebrania u Kołłątaja, Małachowskiego, a w pierwszy dzień Wielkanocy w Łazienkach odbyła sią u Króla narada nad ostateczną redakcją ustawy. Postanowiono następnie przygotować mieszczaństwo do poparcia Konstytucji i natychmiast tego dnia Stanisław Potocki i Małachowski oderwali wybitniejszych mieszczan od święconego, aby na inne święto ich przygotować! A rok 1794 ..… Jan Kiliński w Wielki Czwartek i Piątek wytłukł Moskali i przygotował wspaniałą Wielkanoc w Warszawie. Trzecią „dobrą” Wielkanoc mieliśmy w roku 1807. Choć pokój w Tylży jeszcze nie stanął, ale Napoleon już urządzał Księstwo Warszawskie. Po dwunastu latach zaniku życia państwowego, zaświeciła znów gwiazda nadziei. Ostatnią radosną Wielkanoc obchodziliśmy w roku 1831. Przypadła ona 3 kwietnia, a na dwa dni przedtem odniósł żołnierz polski dwa wielkie zwycięstwa pod Wawrem i pod Dębem Wielkim. Warszawa szalała z upojenia. Rok 1848, to rok nadziei wszystkich ludów. Czy nie przyniósł nam na Wielkanoc najpomyślniejszych wieści? Zdawało się, że jeszcze jedna chwila, a uciskane ludy Europy rozpoczną nową erę życia. Do Warszawy dochodziły tylko echa tryumfów wolności, ale Wielkopolska i Galicja zaczęły już nią oddychać. W Galicji powitano z radością amnestię, swobodę druku, prawo organizowania Gwardii Narodowych i zwołanie polskiego Sejmu Konstytucyjnego. Łatwo możemy sobie uzmysłowić ile szczerości, prawdy, braterstwa było w składanych wówczas życzeniach przy jajku święconym. I to były ostatnie prawdziwie radosne polskie Święta Wielkanocne. W roku 1862 spędzono je wśród niepokoju i troski, co będzie, a w r. 1863 cała Polska pokryta była żałobą, ale pod szatą żałobną krystalizował się duch narodu, ożywcze zdroje nurtowały jego głębię, a serce tętniło życiem nowym, wielkim! Może już niedaleka Wielkanoc, która wieść radosną przyniesie w ogniska nasze domowe, i w które rozkołysane dzwony rekolekcyjne na Zmartwychwstanie Pańskie również potężnym echem rozgłoszą „Zmartwychwstania narodu!”
Święta Wielkanocne były obchodzone w Stanisławowie uroczyście i gwarnie, różne Towarzystwa „Gwiazda”, „Koło Panien Polek”, imienia Kilińskiego itp. zapraszali do siebie gości na święcone.
A tak odbywało się święcone w roku 1905 w „Sokole” Stanisławowskim:
„Rojno i gwarno na sali gimnastycznej, gdyż około stu uczestników czeka by podzielić się jajem święconym i złożyć sobie wzajemne życzenia. I oto zjawia się ks. Jarasz, odprawia modły i święci dary boże, poczym wszyscy zasiadują do skromnie zastawionych stołów. Prezes „Sokoła” druh Barancewicz wita zebranych, a po nim druh Blauth podnosząc z naciskiem, że społeczeństwo polskie a z nim i „Sokół” miało zawsze cechę religijną. Wzniósł toast na cześć polskiego duchowieństwa na ręce ks. Jurasza, który toastował na cześć „Sokoła”, podkreślając znaczenie święconego z punktu religijno-narodowego, życząc by w polskich naszych Towarzystwach sprawy narodowe zawsze traktowane były zgodnie ze sprawami religijnymi. Druh E. Gordziewicz wzniósł toast na cześć Towarzystwa weteranów z r. 1863 na ręce obecnych delegatów, w imieniu których ciepło i serdecznie przemawiał druh Krzemieniecki, pełen nadziei, że w Sokolstwie Polskim odrodzi się idea walczących o niepodległość Ojczyzny w roku 1863. Bardzo pięknym co do treści i formy było przemówienie druha Artychowskiego, który toastował na cześć Towarzystwa Szkoły Ludowej i Gwiazdy. Podziękował mu serdecznymi słowy druh Ludwik Dąbrowski delegat Gwiazdy i druh Włodzimierz Markowski delegat Koła Panów T.S.L. Druh Dąbrowski oświadczył, że na tegorocznym święconym w Gwieździe zapadła uchwała, ażeby wszyscy członkowie Gwiazdy zapisywali się do „Sokoła”. Szereg toastów zakończył wierszowany toast wygłoszony przez druha Emanuela Gordziewicza i zaimprowizowany na cześć polskich Sokolic, których reprezentantki przybyły także na święcone. Toast ten wygłoszony przez autora brzmiał:
Słomą kryte polskie chaty,
Brak pałaców nam ze złota,
Lecz w nich rosną piękne kwiaty,
Polskich niewiast święta cnota.
Więc choć skromne nasze chatki,
Gasną przy nich wsze stolice
Bo w nich żyją polskie matki,
Bo w nich kwitną sokolice.
W zacne Polki ziemia żyzna,
Nie dba o pstre fatałaszki
Bo i wróg nam nawet przyzna,
Nie ma kobiet ponad laszki.
Przy tym święcie „Alleluja”
Nie oręże, nie pałasze,
Że nasz Sokół dotąd buja,
To zrobiły Polki nasze.
Wychowały pokolenia
Z polskich matek z powijaków,
Ssały nutę odrodzenia,
Wyrastały na Polaków.
A więc proszę Was druhowie,
Chwyćcie wszyscy za szklanice,
Żeby duszkiem wypić zdrowie,
Niech nam żyją sokolice!”
A poeci stanisławowscy nawet napisali całą „Antologię Wielkanocną”, w której w wierszach „podniosłych”, dowcipnie opisywały najsmaczniejsze „oznaki” święta:
Prosię (rondo)
Ogonek w ślimak zwinięty,
A w ryjku jajko się bieli –
To najpiękniejsze prosie pomiędzy prosięty
Duma, jak sobą obdzieli
Zgłodniałe rzesze panów i panien,
Boć różne gusta są przecie:
Ten prosię wolałby w chrzanie,
A tamten znów w galarecie.
Ale większości już zdanie gotowe:
Rumianej skórki skosztować,
Jak z muszli wyjąć to całe różowe,
I ach … smakować, smakować…
A więc swój tryumf z góry w myślach dzieli
To najpiękniejsze prosię pomiędzy prosięty,
W ryjku mu jajko się bieli,
Ogonek w ślimak zwinięty.
Placek (oda, mogąca służyć wprost pod placek)
Placku, na tobie rodzynek się płoni,
I pomarańczowy lśni blask bursztynowy,
I pełen jesteś, jako ambra woni,
Boś waniliowy.
Placku, twa duma nie sięga wysoko,
Jako tej baby, co się chełpi zgoła,
Lecz choć jesteś niski, to nie w tobie oko.
i – „pięknyś” – woła.
Wdzięk masz poezji, bo chrzcił cię poeta,
Wzięty pod placek na chybił, omackiem –
Więc ja przed tobą, jako wierszokleta,
O! Placku – plackiem…
Szynka i głowizna (epos bohaterski)
Jak na pobojowisku,
Łeb odyńca był straszny, ryjem – na półmisku,
Krwawym okiem spogląda i kłem twardym świeci,
Więc go w koło obchodzą przestraszone dzieci,
Bo mama powiedziała i każdy to przyzna,
Że gdy dzieci niegrzeczne, to zje je głowizna…
Obok udziec wieprzowy („szynki” skasowane)
Odsłania cielsko, gęsto tłuszczem przetykane,
I miłe powonienie obecnych przenika
Zapachem majeranku, jałowca, gwoździka.
Więc siadły bohatery do tej uczty krwawej,
Krają plastry potężne, jakby dla zabawy
I z głową pochyloną, ze spuszczoną rzęsą,
Jedzą – po bohatersku, aż się uszy trzęsą…
Indyk (Idylla)
W pośród zielonej rzeżuchy
I ciemnych listków bukszpanu,
Wzdychasz indyku do błoni,
Polnej murawy, łopianu.
Wskrzeszasz niewinne swe lata,
Igraszki tam – w tataraku,
Wspominasz miłą indyczkę,
Gonitwy na polnym szlaku.
Pociesz się, dziś ci do twarzy
W ciepłem z słoninki futerku,
Masz śliczne z papieru wstęgi,
I pęk bukszpanu w – kuperku.
W krąg biegną ku tobie oczy,
Słodycz je wdzięczna umila:
Pośród bukszpanu, rzeżuchy,
Czyż nie prawdziwa idylla?
Baba (sonet)
Babo! O babo przedziwnego smaku!
Zdobi cię lukier różanymi wzory,
Kolorowego nie szczędzono maku
I w czub ci wpięto pęk bukszpanu spory.
Lekkaś, że dmuchnąć i nie będzie znaku;
Wskroś cię przejęły pachnące walory,
I nikt w perfekcji twej nie znajdzie braku,
Choćby to krytyk był zaiste skory.
„Jako puch jesteś” – tak wyrzekł poeta
Który na babach znał się także przecie,
A ja to stwierdzam i wierzę poecie.
Bowiem największą dziś baby zaleta,
A dla gospodyni chluba i podnieta,
Gdy skosztowawszy: „Jak puch”- im powiecie.
Kiełbasa (Tercyny)
I naliczyłem: kręgów siedem było…
Coraz to mniejsze ku środkowi biegły,
Kędy się jajko, jak wzgórek bieliło.
Więc na tych kręgach oczy moje legły
(to wyznaję, że mi było miło
widok tych kręgów oglądać rozległy).
O! Bo nie były to piekielne kręgi,
Po których błądził Dante na dziwy łasy:
Były to złote, zrumienione wstęgi
Wędzonej, lśniącej mazurskiej kiełbasy
(biegły po niej refleksy i pręgi,
A całość była niezrównanej krasy.
Mazurek wielkanocny
Hej, mazurek wielkanocny
Ma przeróżne zwrotki,
Lecz sens zawsze ich jednaki:
Słodki, słodki, słodki.
Z marcepanem, z czekolady
Masy lub szarlotki
Jest mazurek ten przedziwny
Słodki, słodki, słodki.
Szybko zbiegały się święta i w „Kurierze Stanisławowskim” w rubryce „z braku” często drukowano coś w rodzaju „sprawozdania” o najciekawszych wydarzeniach świątecznych: „I już po świętach…”. Przebyliśmy je zdrowo i wesoło, popijając i jedząc wszystko, co się tylko dało. Pogoda była w oba święta prześliczna… to też ci, którzy jeszcze mogli utrzymać się na nogach, wysypali się za miasto i do parku. Ze wspomnień, jakie święta zostawiły po sobie zanotować należy wybryk pewnego wielce obiecującego młodzieńca, który ustawiwszy się w poniedziałek wieczorem na linii A.B. oblewał przechodzące panie cieczą podejrzanego gatunku… Rozbawionego młodzieńca spłoszyła dopiero… laska pewnego jegomościa.
Drugi wypadek skutku świątecznego wydarzył się na „Górce”. W domu jednego z tamtejszych „obywateli”, zebrało się dużo gości z „Górki”, „Majzli” i „Nowego Świata”. Zabawa była wesoła, jak się patrzy. Pan Jan, gospodarz domu, tak długo nakłaniał do jadła i picia, dopóki butelki nie zaświeciły próżnią, a półmiski i talerze dnem. Ale p. Janowi i tego było jeszcze mało, zwrócił się do małżonki z zawezwaniem o „nowy nakład”. Z powodu jednak tego, że w domu niczego więcej nie było, spotkał się z odmowną odpowiedzią. Rozirytowany do najwyższego stopnia pan małżonek nie wiele myśląc i nie bacząc na gości, począł wszystkie próżne butelki kierować w stronę swojej połowicy. Skutek był ten, że pokryta sińcami kobieta wśród krzyku wyleciała z domu z świętym zamiarem utopienia się w studni. Po dłuższym pościgu, w którym brali udział „świąteczni gości” i uliczni ciekawscy, udało się wreszcie panią Janową schwytać i odwieść od bezbożnego zamiaru.”
http://stanislawow.net/stanislawowianie/wielkanoc.htm
Olga Cwikacz – dr docent Katedry Literatury Światowej Instytutu Filologii Narodowego Uniwersytetu Przykarpackiego im. Wasyla Stefanyka, wykładowca literatury polskiej – z Towarzystwem Kultury Polskiej im. F. Karpińskiego ściśle współpracuje od 1995 r. Przez ten czas wspólnie zorganizowano kilka polsko-ukraińskich konferencji naukowych ku czci Franciszka Karpińskiego, Stanisława Vincenza, Maksymiliana Siły-Nowickiego. Olga Ciwkacz jest stale zapraszana do udziału w międzynarodowych konferencjach naukowych w Polsce. Wygłosiła i opublikowała ponad 30 referatów na tematy związane z rozwojem prasy, kultury, sztuki polskiej Stanisławowa, szczególnie po odzyskaniu przez Polskę Niepodległości. Ma 41 publikacji literackich artykułów w fachowych czasopismach w kraju. Stale pracuje w archiwach i bibliotekach Stanisławowa, Lwowa, Kijowa, Wrocławia, Krakowa, Lublina i Londynu.
Artykuł opublikowany dzięki współpracy z „Zeszytami Tłumackimi” (pismo wydawane przez Ogólnopolski Oddział Tłumaczan przy TMLiKP-W) / Zeszyty Tłumackie nr 1/2013 (51)