Niesamowite losy przedwojennego podróżnika Kazimierza Nowaka – przez Afrykę tam i z powrotem

Kazimierz Nowak był polskim podróżnikiem, który w latach 1931-1936 przemierzył samotnie Afrykę. Podróżował rowerem, wierzchowcem, wielbłądem, łodzią i pociągiem, a czasem pieszo. Pokonał łącznie 40 tysięcy kilometrów.

Urodził się 11 stycznia 1897 roku w Stryju. Swoją pierwszą podróż odbył już w wieku 15 lat, kiedy przyszło mu odwiedzić Watykan. Gdy skończyła się I wojna światowa, postanowił przenieść się do Poznania, gdzie pracował jako urzędnik biurowy i reporter prasowy. Realizował również swoje zamiłowanie do podróży i fotografii poprzez wycieczki rowerowe po kraju.

W marcu 1922 roku wziął za żonę Marię Gorcik, z którą to zamieszkał w Boruszynie leżącym pod Poznaniem. Jeszcze w 1922 roku urodziła mu się córka Elżbieta, a w 1925 roku syn Romuald.

W połowie lat dwudziestych nastąpiło pogorszenie sytuacji ekonomicznej, które zmieniło życie Kazimierza Nowaka. Jako pracownik biurowy zaczął zarabiać coraz mniej, zdarzało się mu zostawać w biurze na noc. Postanowił, że rzuci pracę i od tej pory będzie utrzymywał rodzinę zarabiając pieniądze jako korespondent prasowy i fotograf. W marcu 1925 roku wyjechał z kraju i odbył dwie podróże rowerowe po Europie – odwiedził Austrię, Węgry, Włochy, Belgię, Holandię, Grecję, Rumunię oraz Turcję. Udało mu się także dotrzeć do Afryki Północnej, gdy w 1927 roku trafił do Trypolitanii. Musiał jednak zaprzestać dalszych eskapad ze względu na problemy zdrowotne i słabą sytuację finansową. Powrócił do Polski, ale w dalszym ciągu planował, że spełni swoje marzenie z dzieciństwa i dokładnie zwiedzi kontynent afrykański. Rozpoczął przygotowania do podróży.

Wyprawę życia rozpoczął 4 listopada 1931 roku. Oprócz kilkunastu złotych polskich, miał ze sobą tylko rower, aparat fotograficzny i pióro. Nie sposób nie wspomnieć także o niesłychanie silnej woli, która to prowadziła go w czasie licznych podróży. Opuścił Boruszyn autobusem do Poznania, gdzie czekał na niego pociąg do Rzymu. Ze stolicy Włoch wyruszył rowerem do Neapolu, a następnie przez Morze Śródziemne przeprawił się statkiem do upragnionej Afryki. Kazimierz Nowak wyznaczył sobie wyjątkowo ambitny cel – wyruszając z Trypolisu chciał dotrzeć do Przylądka Igielnego, najbardziej wysuniętego na południe punktu Czarnego Kontynentu. Oczywiście jego głównym środkiem lokomocji miał być rower.

W drodze do południowego krańca Afryki przemierzył kolejno Libię, Egipt, Sudan, Kongo Belgijskie, Rodezję. Poznał wielu ciekawych ludzi, zetknął się ludnością tubylczą i przedstawicielami różnych plemion m.in. Tuaregami, egipskimi fellachami, Hotentotami czy Murzynami Haussa. Swoje przeżycia opisywał w notatkach i listach. Wieść o jego wyprawie roznosiła się niczym echo wśród miejscowych, przez których był witany z życzliwością. Budził wśród nich ciekawość i szacunek. Krytycznie oceniał postępowanie Brytyjczyków, Włochów czy Francuzów względem miejscowej ludności.

Kazimierz Nowak w Kongo

Kazimierz Nowak posiadał świetny zmysł obserwatora. Dokładnie opisywał to, co dostrzegł podczas swoich podróży. Zdjęcia i spisane relacje wysyłał do swojej małżonki, która to następnie przekazywała te materiały poznańskim gazetom za co mogła utrzymywać rodzinę. Czasami udawało jej się przesłać mężowi środki finansowe pozwalające mu przetrwać, wysyła mu także aparat Contax zakupiony w pracowni Kazimierza Gregera. Ułatwia to bardzo sporządzanie kolejnych zdjęć z wyprawy. Pomoc otrzymywał także od firmy Stomil, która przekazywała mu opony.

Po trzech latach, w kwietniu 1934 roku, dotarł do Przylądka Igielnego. Swoją podróżą zdobył uznanie Brytyjczyków sprawujących kontrolę nad Południową Afryką, którzy w uznaniu dla jego zasług zaproponowali mu darmowy transport do Europu pierwszą klasą. Kazimierz Nowak odmówił i postanowił wyruszyć w drogę powrotną inną trasą. Jego nieodłączny towarzysz podróży, wysłużony rower, rozpadł się pośród pustkowi południowo-zachodniej Afryki. Z pomocą przyszedł mu mieszkający w Gumuchab Polak, Mieczysław Wiśniewski, który podarował mu konia imieniem Ryś. Został jego koniem wierzchowym, dlatego też zakupił drugiego, którego nazwał Żbik i uczynił koniem jucznym. Po paru dniach jego zamienił konia jucznego na kolejnego imieniem Cowboy. Pierwszy raz zasiadł w siodle, było to dla niego nowe doświadczenie. Tym środkiem lokomocji dotarł do rzeki Kassai, gdzie przesiadł się do następnego. Za pomocą czółna otrzymanego od tubylców przemierzał niespokojną rzekę. Stracił ją jednak podczas katastrofy na katarakcie Kauveve i zmuszony był przebyć setki kilometrów pieszo. Zdobył jednak kolejną łódź w Lulua i ponownie szlakiem rzecznym kontynuował swą wyprawę.

Docierając do Leopoldville powrócił do swojego ulubionego roweru. Dojechał nim do Fortu Lamy, nieopodal jeziora Czad. Władze francuskie nie pozwolili mu na samotną podróż przez Saharę, dlatego też musiał zakupić dromadera Ueli. Z wynajętym poganiaczem i własną karawaną przeprawił się przez pustynię. Dotarł do Uargla i ponownie zasiadł na rowerze. Przemierzył tym sposobem ostatnie 1000 kilometrów i dotarł do Algieru. Jego podróż po Afryce zakończyła się w listopadzie 1936 roku.

Powrót do Polski nie był łatwy. Za ostatnie pieniądze zakupił bilet na prom do Marsylii. Na francuskiej ziemi dotarł do polskiej kolonii górniczej w Bealieu. Próbował zarobić pieniądze na powrót do domu poprzez wykonywanie zdjęć górnikom, ale nie przyniosło to oczekiwanego efektu. Z pomocą przyszła jednak jego żona oraz fabryka Stomil. Udało się im uzyskać dla Kazimierza 750 franków od polskiego konsula. W nocy z 22 na 23 grudnia 1936 roku przekroczył granicę II Rzeczpospolitej. Na dworcu w Poznaniu oczekiwała go rodzina.

Dzielił się swoimi doświadczeniami z podróży po Czarnym Lądzie. Prowadził prelekcje i odczyty na temat swoich wypraw, wzbogacał je pokazami fotografii. Uczynił to m.in. w kinie Apollo, warszawskiej Wyższej Szkole Handlowej, na Uniwersytecie Jagiellońskim.

Organizm Kazimierza Nowaka był wyczerpany przebytą podróżą i nie zregenerował się w pełni. Dostał zapalenia okostnej lewej nogi, a będąc w szpitalu zachorował na zapalenie płuc. Zmarł 13 października 1937 roku w Poznaniu, w niecały rok po powrocie do Polski.