Są ich setki, a może nawet tysiące. Część z nich stoi odłogiem, niszczeje bezpowrotnie na odludziu, z innych uczyniono obory i magazyny, jeszcze inne przerobiono na cerkwie. Ale są i takie, które służą katolickiej społeczności, zostały odbudowane i pełnią ważną funkcję ośrodków polskości. Jaki los czeka polskie świątynie na Ukrainie? Ile z nich zniszczono bezpowrotnie? Czy jest szansa uratować chociaż część?
Przedstawiamy historię i stan zaledwie kilkunastu polskich kościołów, jakie znajdują się w granicach obecnej Ukrainy. Pokazują one jednak, jak różny los spotkał świątynie, które przez dziesiątki, a niekiedy i setki lat służyły polskiej społeczności. Opisanie tych kilkunastu przypadków pozwoli jednak zrozumieć, jak wygląda obecna sytuacja.
Katolickich kościołów na Ukrainie mogą być tysiące. Określenie ich dokładnej liczby nie jest możliwe, chyba, że ktoś przejechałby kraj naszych wschodnich sąsiadów wzdłuż i wszerz. Zajrzał do każdej wioski. Wiele ze świątyń jest w opłakanym stanie. Lata zaniedbań, nieużytkowania i narażenia na erozję spowodowały ogromne zniszczenia. Zapadający się strop, powalone dachy, zburzone ściany. Słowem: ruina. Część z obiektów dostała się w prywatne lub samorządowe ręce i uczyniono z nich obory, magazyny, składy zboża. Dziś zamiast wiernych, przebywają tam zwierzęta. Znane są również przypadki, że kościoły rozbierano, bo dobrze zachowała się polska cegła, a ta na Ukrainie jest w cenie.
Nie wszystkie świątynie w ogóle przetrwały do dzisiaj. Przecież wiele z nich spalono podczas napadów i rzezi w czasie II wojny światowej (np. klasztor sióstr Niepokalanek w Niżniowie), a i swoje zrobili Sowieci, którzy bez powodów wydawali decyzje o wyburzeniu poszczególnych obiektów. Nierozwiązany jest również status prawny licznych kościołów. Znamy przypadki, że przekształcone zostały one w cerkwie. Ale są i takie sytuacje, że polska społeczność z danego miasta stara się odzyskać kościół, jednak na drodze staje prawo czy też przedstawiciele grekokatolików. Część ze świątyń udało się zachować i dzisiaj służą katolickiej ludności, pełniąc przypisane im funkcje, a także będąc ozdobą poszczególnych miast czy wsi. Przedstawiając historię kilkunastu kościołów, chcemy zobrazować, jak sprawa wygląda obecnie i jakie są rokowania na przyszłość.
Dom Boży bez dachu nad głową
Pierwsza grupa kościołów to te, które stoją opuszczone i zrujnowane. Powód ich obecnego stanu jest różny, ale najczęściej uległy zniszczeniu w skutek naturalnej erozji, braku remontów oraz grabieży lokalnych mieszkańców, którzy dosyć szybko przywłaszczyli sobie drzwi, okna i co lepsze deski czy belki. Dotyczy to przede wszystkim miejscowości, gdzie nie ostali się Polacy.
Taki los spotkał kościół w Kowalówce, który „góruje” nad tą niewielką miejscowością, będąc położony na niewielkim wzgórzu. Obok znajduje się stary, katolicki cmentarz. Spoczywają na nim nasi przodkowie. Nekropolia była w ubiegłym roku porządkowana w ramach naszej akcji „Mogiłę pradziada ocal od zapomnienia„. O ile nagrobki można zinwentaryzować, odnowić na nich napisy i postawić je do pionu, to z samym kościołem niewiele można zrobić. Dach jest doszczętnie zniszczony, podobnie jak wnętrze, które wygląda tak:
Elementem, który jeszcze się zachował, są malowidła ścienne, widoczne pod kopułą głównej nawy, choć i w ich przypadku rokowania są bardzo złe. Budynek z każdym rokiem popada w jeszcze większą ruinę, wystawiony na działanie natury: deszczu, gradu, śniegu, burz. Wraz z kolejnymi porywistymi wichurami zawalić mogą się resztki dachu, a z czasem również i któraś ze ścian. Cegły są już zmurszałe i nie wiadomo, ile wytrzymają.
Kowalówka jest jednym z wielu polskich kościołów na Ukrainie, które spotkał taki los. Podobnie jest ze świątynią w Chodaczkowie Wielkim, gdzie majestatyczna budowla również znajduje się w opłakanym stanie. W miejscowości tej, naznaczonej tragicznymi zdarzeniami z okresu II wojny światowej, nie mieszkają już Polacy (byli mieszkańcy Chodaczkowa rozsiani są po całym Dolnym Śląsku, m. in. w podwrocławskim Kamieńcu oraz Gajkowie). Wprawdzie w pobliżu znajduje specjalna tablica, przypominająca o dokonanej tutaj zbrodni, jednak stanem kościoła od lat nikt się nie przejmuje. A ma on wielką wartość.
Majestatyczna świątynia znajduje się w samym centrum miejscowości. Trudno przypuszczać, by ktokolwiek z tutejszych zainteresował się jej losem, bo wielu Ukraińców ledwo wiąże koniec z końcem. A ewentualna odnowa obiektu, jeśli jeszcze możliwa, pochłonęłaby niemałe środki. Delegacja potomków chodaczkowian kilkukrotnie gościła w tym miejscu, jednak nie podjęto żadnych zaawansowanych działań w tej sprawie. Jeszcze gorzej wygląda natomiast wnętrze budynku:
Niemal identycznie prezentuje się sytuacja katolickiego kościoła w Załużu, niewielkiej miejscowości w obwodzie tarnopolskim. Budowla, znajdująca się tuż przy drodze, całkowicie pozbawiona jest dachu.
Pozornie stan kościoła nie jest najgorszy, jednak wewnątrz zniszczenia są ogromne.
Zachowało się naprawdę niewiele, choć rycina na ścianie jest znamienna. Nawet jeśli takie miejsca opuszczają ludzie, to pozostaje w nich pan Bóg.
Polskie kościoły na Ukrainie są w tragicznym stanie, jednak część z nich spotyka jeszcze gorszy los. Dlaczego?
Był Jezus, teraz jest obora
Nie wszystkie świątynie pozostały niezagospodarowane. Jednak mowa w tym przypadku nie o religijnej posłudze, ale o przemianowaniu np. na… oborę. Taki los spotkał kościół w Ciemierzyńach, znajdujących się nieopodal Przemyślan. Obecnie w budynku trzymana jest trzoda, co zresztą widać po wnętrzu. Nieuprzątniętym.
Po tym zdjęciu trudno nawet pomyśleć o tym, że obiekt służył kiedyś jako dom boży. Jeszcze bardziej nie do pomyślenia jest to, że ktokolwiek zdecydował się przerobić go na oborę.
Z kolei we wsi Wybranówka (rejon żydaczowski, obwód lwowski), kościół przez wiele lat służył jako magazyn chemii. Żrące materiały spowodowały bardzo duże zniszczenia. A świątynia posiadała piękne elementy naścienne i architektoniczne.
Parafia pod wezwaniem Najświętszego Serca Jezusa zaczęła funkcjonować w 1935 roku. Do II wojny światowej regularnie odbywały się tam msze święte. Dziś obiekt niszczeje i jest rozkradany. Zniknął m. in. okalający go metalowy płot. Więcej przeczytasz tutaj.
Pod cerkiewną ochroną
Taki los spotkał wiele świątyń. Czasami wynikał on z tego, że wszyscy katoliccy mieszkańcy opuścili określoną wieś i została ona zaadoptowana na potrzeby grekokatolików. Tak było (i jest) chociażby w Oknianach, niewielkiej miejscowości położonej pod Tłumaczem. To właśnie z tego rejonowego miasta został do niewielkiej wioski przeniesiony zabytkowy drewniany kościół. Być może dlatego nie podzielił on losu świątyni św. Anny, która została zburzona na polecenie Sowietów w 1969 roku. Zresztą tę historię również przedstawiamy poniżej.
Świątynia ta ma bardzo wielką wartość historyczną. Dzisiaj funkcjonuje jednak jako cerkiew. Trudno było jednak uniknąć takiej sytuacji. Natomiast mieszkańcy Oknian (dzisiaj Wikniany) dbają o obiekt i dzięki nim, jest on dzisiaj w dobrym stanie. Obecni parafianie utrzymują również kontakt z Polakami i z chęcią przypominają historię kościoła, w tym jej długi, polski epizod.
Przewrotny los św. Anny
Kościół św. Anny w Tłumaczu wzniesiono w 1882 roku. Niestety, za czasów radzieckich, dokładnie w 1969 roku, podjęto decyzję o jego demontażu, który spowodował spore zniszczenia oraz przeznaczenie budynku na świecki użytek.
Tłumaczanom udało się zabrać do Polski obraz św. Anny Samotrzeciej, który obecnie znajduje się w Siedlakowicach. Przetrwał również krzyż z parafii, którym przez kilkadziesiąt lat opiekowała się pani Józia Maczulska, o której zresztą wielokrotnie pisaliśmy. O naszej ostatniej wizycie u rodaczki przeczytacie tutaj.
Jak widać na powyższym zdjęciu, obecnie budynek niemal w niczym nie przypomina kościoła św. Anny. Jednak, na co wszystko wskazuje, pod podłogami znajdują się sarkofagi z duchownymi, którzy przez lata prowadzili parafię. Po uzyskaniu przez Ukrainę niepodległości w 1991 roku budynek skomercjalizowano. Mieściły się w nim kinoteatr, dom kultury, a przez ostatnie lata kluby disco. Niemal każdego wieczora odbywały się tam huczne imprezy. Ale żaden biznes nie był w stanie zagości w tym miejscu na dłużej. Mieszkańcy mówili nawet o klątwie i duchach, które miały nawiedzać dj-ów podczas dyskotek.
Los uśmiechnął się jednak do Tłumacza. Budynek wykupił ukraiński przedsiębiorca Bogdan Stanisławski i postanowił przeznaczyć go lokalnej społeczności katolickiej. Na skraju Pokucia znów funkcjonować będzie kościół św. Anny. Świątynia została już poświęcona przez abp Mieczysława Mokrzyckiego, zwierzchnika kościoła rzymsko-katolickiego na Ukrainie. Teraz odbywają się w nim regularne msze święte, na które przychodzi coraz więcej osób. O sprawie informował m. in. Halicki Korespondent.
Wnętrze jest w dalszym ciągu bardzo „ubogie”, jednak mieszkańcy przynoszą różne pozostałości po kościele, które zatrzymali przed jego wyburzeniem. Zbierane są również pieniądze na odnowienie budynku i przywrócenie mu kształtów sprzed 1969 roku. Wyglądałoby to tak:
O polskie kościoły trzeba walczyć
W Podhajcach znajduje się piękny i robiący wrażenie kościół pw Trójcy Przenajświętszej. Po 1945 roku, jak wiele innych tego typu obiektów, służył on jako magazyn. Po upadku Związku Radzieckiego polska społeczność z tego miasta rozpoczęła batalię o przekazanie jej kościoła. Sztuka ta udała się dopiero w 2006 roku. Teraz w Podhajcach regularnie odbywają się msze święte. Celebrowane są one wyłącznie w dawnej zakrystii, ponieważ reszta budynku jest w dalszym ciągu zdewastowana.
Kościół nie wygląda najlepiej, ale powoli jest odbudowywany i z całą pewnością można mu przywrócić dawną świetność. Potrzebne są jednak do tego pieniądze. Szansą jest ewentualne zaangażowanie się polskiego rządu.
Katolickim mieszkańcom Podhajec trudno będzie zrobić więcej, ale oni swoje zadanie już przecież wykonali. Dzięki nim świątynia przetrwała, a dzisiaj odbywają się w niej msze święte. Kościół pw św. Trójcy zbudowany jest na planie krzyża, z kamiennych ciosów. Ufundował go Michał Buczacki. W kaplicy pochowany jest hetman wielki koronny Stanisław Rewera Potocki.
Społeczności katolickiej nie jest łatwo odzyskać swoje obiekty, zwłaszcza w większych miastach. Od 3 dekad trwa spór o plebanię przy ul. Łyczakowskiej 53 we Lwowie. Sprawa ta ciągnie się bowiem już od lat osiemdziesiątych (parafia funkcjonowała nawet za czasów sowieckich). Budynek plebanii należy do miasta i umieszczona jest w niej szkoła muzyczna. Sprawa trafiła nawet przed sąd i parafia pw św. Antoniego ją wygrała, jednak Sąd Najwyższy Ukrainy skasował w 2014 roku ten wyrok.
W Latyczowie znajduje się dziś robiące wrażenie Sanktuarium Matki Bożej Latyczowskiej. Jeszcze przed wojną ze świątyni Sowieci uczynili stajnię dla koni. Później, już po 1945 roku, robiła ona za magazyn z nawozami, materiałami budowlanymi czy paliwem. Ponadto w 1984 ktoś podpalił budynek. Heroiczną postawą wykazali się katoliccy mieszkańcy Latyczowa, którzy 27 maja 1989 roku odebrali siłą kościół z „rąk” władzy.
Wtedy rozpoczęła się jego odbudowa. Dziś do Sanktuarium Matki Bożej Latyczowskiej Królowej Podola i Wołynia pielgrzymują wierni z wielu miejsc Ukrainy. W 2006 roku obchodzony był zaś jubileusz 400-lecia świątyni.
Pieniądze ministerstwa robią różnice
Jest też sporo kościołów, które dziś funkcjonują i są w świetnym stanie, choć również przechodziły niełatwy okres. Jako przykład mogą służyć chociażby Bołszowce (rejon halicki). Co roku w tej miejscowości organizowane są „Spotkania Młodych” Archidiecezji Lwowskiej. Mają one miejsce w Sanktuarium Nawiedzenia Najświętszej Maryi Panny, który w XVII wieku został ufundowany przez hetmana Marcina Kazanowskiego. Znajduje się ono na pięknie położonym wzgórzu.
Kościół po II wojnie światowej cały czas niszczał i popadał w ruinę. Dopiero od 2001 roku opiekę nad nim podjęli polscy franciszkanie. Dzięki finansowaniu z budżetu Państwa Polskiego udało się wyremontować klasztor i przywrócić mu świetność.
Kluczowa była oczywiście pomoc państwa polskiego, jak i nieoceniona praca braci franciszkanów, którzy opiekują się świątynią. Ale środków brakuje dla wielu katolickich obiektów, jak np. w Baworowie. Mimo, że tamtejszy kościół nie jest w najgorszym stanie, to potrzeba sporo pieniędzy, by doprowadzić go do „normalności.
Niezłomnych szukajcie na Wschodzie
Chociażby w Przemyślanach. Tamtejszy kościół, który powstał już w 1645 roku, odbudowany został przede wszystkim dzięki niezłomnej postawie księdza Piotra Smołki, który do tej miejscowości przyjechał w 1993 roku. Ale od początku.
Świątynię, jak wiele innych, zamknięto w 1945 roku. Początkowo zrobiono z niej skład desek, później zaś fabrykę parasoli. W tym okresie zniszczono wieżę kościelną, organy i barokowe ołtarze. Po upadku ZSRR polska społeczność rozpoczęła walę o odzyskanie mienia. Dzięki staraniom u władz w Kijowie i Lwowie, udało się to w 1996 roku. Jednak dyrektorka fabryki „Modul”, Tatiana Szapowal, nie zamierzała opuścić obiektu i budynku znajdującego się obok kościoła. Zażądała ona 50 tys. dolarów.
Strona internetowa parafii w ten sposób opisuje finał sprawy: „Ks. Generał salezjanów Jan Vecchii, który był u nas w październiku w 1996 r. na cmentarzu i widział w jakich warunkach odprawiamy Mszę świętą, znalazł dobroczyńcę w osobie ks. biskupa salezjanina z Rotterdamu z Holandii, Adriana, który ofiarował nam tę ogromną sumę pieniędzy”.
W 1997 roku zaczęła się gruntowna przebudowa klasztoru, który dziś jest ozdobą całych Przemyślan. Na msze święte, przychodzi zaś coraz więcej osób, również Ukraińców.
Wiele osób jest świadomych, że gdyby nie niezmordowany i pełen wiary ksiądz Piotr Smoła, dzisiaj w Przemyślanach polskiej parafii mogłoby nie być. A przynajmniej nie w takim stanie.
Jakie rokowania na przyszłość? Co wy tutaj robicie?
Kościół w Przemyślanach był naprawdę w kiepskim stanie, a mimo tego, udało się go uratować. Daje to nadzieję dla innych tego typu obiektów. Potrzeba jednak zaangażowania, pracy u podstaw i oczywiście pieniędzy. I tutaj należy liczyć na pomoc rządu polskiego, a szczegółowiej mówiąc Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego.
Ks. Adam Przywuski, kustosz Sanktuarium Matki Bożej Latyczowskiej, opowiadał nam ostatnio o wizycie w jednym ze zniszczonych polskich kościołów, który zresztą katolicka społeczność zamierza odzyskać. Na zakrystii świątyni umieszczone są obecnie toalety. Właścicielka obiektu, zaskoczona wizytą księdza, zapytała go „co wy tutaj robicie?”. Duchowny odpowiedział chyba w najlepszy sposób, w jaki tylko mógł „No właśnie, co wy tutaj robicie?”.
Autor: Łukasz Wolski