Polsko-kazachskie działania na Kresach: Jampol historia prawdziwa (MPOOZ 2018)

O zabytkowy cmentarz w Jampolu troszczyli się już Polacy z Wileńszczyzny, młodzi Polacy z Ukrainy, w tym roku po raz pierwszy repatrianci z Kazachstanu, jak i rdzenni Kazachowie. Co przywiodło Kazachów do pracy o ocalenie polskiej historii?.

Jampol przez wieki był ostatnią kresową stanicą Rzeczypospolitej, wojska koronne pod wodzą Jana Zamoyskiego heroicznie chroniły wejścia do serca Polski przed tatarami, wojskami caratu, Osmanami i czerni kozaczyzny. Tym samym stojąc na granicy ówczesnej europy przed barbarzyństwem. To właśnie niepowtarzalna historia Polaków na Kresach przyciąga wszystkich do jej ochrony. W lipcu odbyła się 9 edycja akcji Mogiłę pradziada ocal od zapomnienia, której jednym z najbardziej priorytetowych cmentarzy jest ten jampolski położony na granicy ukraińsko-mołdawskiej.

W okresie zimy na pół roku przed wyjazdem został nawiązany kontakt i współpraca ze środowiskiem rodzin repatrianckich, które w ostatnich latach zostały sprowadzone do Wrocławia. Stało się to przypadkiem, wolontariusze grupy jampolskiej zaczynali swoją przygodę z Kresami jako uczniowie i studenci. Przez 9 lat akcji wchodząc w dorosłe życie, na drogę zawodową, nowe drogi życia, przechodząc na własne utrzymanie mimo nowych obowiązków nie zapomnieli o kresowym obowiązku. Nie jest to proste z racji tego, że wiele innych grup składa się z uczniów i studentów, mającymi więcej czasu by móc działać. W taki sposób w wielu miejscach pracy napotkaliśmy się zbiegiem okoliczności z Polakami z Kazachstanu, i w następstwie z rdzennymi Kazachami pracującymi w Polsce. Okazało się, że przodkowie repatriantów wywodzili się z ziemi lwowskiej, skąd w kwietniu 1940 roku zostali wywiezieni na kazachskie stepy. Z kolei nasze rodziny zostały wypędzone z ziemi lwowskiej na zachód w 1945 roku. Można powiedzieć, że jest to dowód na popularne hasło jakim jest „Wrocław miasto spotkań”. I tak potomkowie lwowian wypędzonych na wschód połączyli się z potomkami lwowian wypędzonymi na zachód.

Wyruszyliśmy 3 lipca w najdłuższą drogę na Kresy spośród grup naszej akcji. Przed nami droga licząca 1000 km, jak dzieli Wrocław od Jampola. Sama droga do granicy jest szybka i komfortowa pędząc obwodnicą po 5 godzinach drogi zameldowaliśmy się w Radymnie po czym udaliśmy się na przejście graniczne w Medyce. Po nim skończył się komfort i tempo jazdy, jednak to jeszcze nie były największe zmagania, przemierzając trasę kolejno do Lwowa i Tarnopola, kierując się na Jampol obraliśmy trasę na Proskiłów (obecnie Chmielnicki). Za Proskiłowem mamy już do czynienia z plamami asfaltu imitującymi drogę. Jednak sam okrutny stan dróg rekompensuje malowniczość stepowych krajobrazów przechodzących w górskie w okolicach Mohylewa Podolskiego, gdzie ciągnie się pasmo Karpat. Po 24 godzinach byliśmy już na miejscu.

Przedstawiamy fotorelację z wyjazdu, wzbogaconą opisami:

*Zachęcamy oglądać do samego końca, gdzie znajdują wyborne „smaczki” historyczne.

 

Po dotarciu na miejsce udaliśmy się do Mera Anatolija Jurczenki, który jest naszym zaangażowanym przyjacielem. Nie odpłatnie mer co roku oferuje nam dobrych standardów hostel, jak i wsparcie w postaci narzędzi. Nadniestrzański Jampol jak i województwo Winnickie znacznie się różni od zachodniej Ukrainy. Na ziemiach za Zbruczem nie ujrzymy zatrzęsienia pomników zbrodniarzy wojennych ku czci Stepana Bandery, Romana Szuchewycza czy UPA. Sam Mer wielokrotnie nam powtarzał; „U nas bandery nie rezają, faszyści są we Lwowie i Tarnopolu, u nas spokojnie”. Byliśmy zaskoczeni tymi słowami, więc warto je zawrzeć w relacji. Za Zbruczem życie toczy się bardziej spokojnie, ludzie biegną za tym by w obliczu dramatycznej sytuacji ekonomicznej zarobić parę hrywien. Miejscowa ludność bardzo często odnosiła się do nas z sympatią i zaciekawieniem. Mimo wielu lat nadal panuje ogromne zdziwienie, że młodzi przejeżdżają tysiąc kilometrów by charytatywnie pracować przy mogiłach przodków. Niektórzy Ukraińcy w Jampolu nie mający wcześnie styczność z Polakami, myślą, że w Polsce jest tak bogato, że z nudów jeździmy po świecie angażując się charytatywność.

Nazajutrz po krótkim odpoczynku udaliśmy się niezwłocznie do pracy. Ze względów zawodowych nie przyjechaliśmy na regulaminowe 10 dni a 7. A przed nami ogromny cmentarz, do dyspozycji mieliśmy 3 kosy motorowe i piłę spalinową od Mera.Praca została podzielona, Andrzej z Astany uruchomił piłę spalinową, która okazała się bezcenna przy wycinaniu lasu drzew my móc się dostać w głąb cmentarza i do mauzoleum Konstantego Sarneckiego. Wyznaczyliśmy dwie trasy do mauzoleum, jedna wiodła od frontu w stronę kapliczki, druga od strony lasu, na której pracowaliśmy po raz drugi, a po raz pierwszy dzięki pile udało nam się przebić. Pozostałe trzy kosy otrzymał Timerlan, Łukasz i Witold. Klaudia z Karoliną sprzątały spowodowany przez nas bałagan i dokumentowały nasze postępy. Pierwszego dnia doszliśmy pod kapliczkę, po drugiej stronie cmentarza wyrósł ogromny kopiec ze ściętych drzew. Nieustannie dokuczał nam upał, cmentarz usytuowany jest na wzgórzu otoczonym Dniestrem. Tak jak z upałem ciągle mieliśmy do czynienia z awariami sprzętu, który ulegał przegrzaniu a ostrza ulegały wystającym pniom i plączą, których nie w sposób można było uniknąć.

   

dav

W trakcie wycinania roślinności natrafialiśmy na elementy, których nie można było ominąć. Postawiliśmy pomniki, które zostały przewrócone z powodu rozrastających się przez lata drzew.

W niedzielę 8 lipca udaliśmy się na mszę świętą do nie dawno wyświęconego katolickiego kościoła w Jampolu. Kościół jednoczy miejscowych Polaków, którzy mają własną świątynie. Spotkaliśmy 92-letnią Bronisławę Radziejowską, która jest najstarszą Polką i skarbem Jampola. Wedle złożonej Pani Broni obietnicy dbamy o polskie mogiły w Jampolu. Udaliśmy się razem na cmentarz, gdzie nasza praca została oceniona przez naszą rodaczkę.

Szukaliśmy  Polaków żyjących w okolicach Jampola, co nam się udało.

Zawitaliśmy do Pani Natalii, która prowadzi dom dziecka w Jampolu. Przez wiele lat byliśmy również jej „dziećmi”, u Pani Natalii odnajdywaliśmy nocleg,wikt i opierunek.

9 lipca z nie dosytem opuściliśmy ostatnią twierdzę Rzeczypospolitej udając się z powrotem do Wrocławia. Tymczasowo opuściliśmy wschodnie ziemie zabrane, na które powrócimy z kolejnymi inicjatywami. Ratowanie polskiej historii i pomoc Rodakom ma jedynie sens wtedy, gdy będzie prowadzona nieustannie i regularnie.

Dodatkowo zajechaliśmy do Buszy pod Jampolem, wschodnia część Podola były pełna polskich umocnień, twierdz i systemów obronnych. Zarówno w Jampolu jak i Buszy były niegdyś twierdze. Odkryliśmy zapomnianą historię Buszy, która związana jest z buntem Chmielnickiego z 1648 roku, wtedy to czerń kozacka spaliła szereg miejscowości w tym Jampol i Buszę.  Wojska Koronne mimo początkowych klęsk uporały się z kozaczyzną, w przypadku Buszy doszło do paradoksalnej sytuacji.  Gdy wojsko polskie pod wodzą Stefana Czarnieckiego rozpoczęło oblężenie Buszy zajętej przez kozaków, Polacy obserwowali jak kozacy wierni Rzeczypospolitej dokonali rzezi swych własnych pobratymców.

dav

Eustachy Iwanowski wówczas relacjonował;

„Stefan Czarniecki, niesprawiedliwie mówiono, że Kozaków i Ruś prześladował; on wprowadził prawo i porządek, gasił pożary domowej, bratniej wojny, nąjzawziętszych zebranych w Buszy, bez zamiarów uczynienia im krzywdy oblegał. Przy poddaniu się miasta sami je podpalili i w wściekłym szale rzucali się w płomienie, w studnie, sami sobie życie odbierali. Kozackiemu dowódzcy, jego własna żona odebrała życie; usiadłszy potem na baryłce z prochem wysadziła się w powietrze. 16 000 ludzi zginęło najokropniejszą śmiercią, w szale najdzikszego fanatyzmu. O dziwne Boże zrządzenie! Sprawiedliwa ręka Jego widomie zbrodnię dosięga i karze; zaledwie upłynęły dwa lata po zdradzieckiej rzezi Batowskiej, nastąpiła druga okrutniejsza pod Buszą, w którój dwa razy tyle ludzi zginęło z ręki samobójczej. Nie Polacy, ani Tatarzy, sami zostali własnymi katami”

Twierdza w Jampolu 

Mało kto wie, że Jampol został odbity z rąk kozaków dzięki podstępowi polskich żołnierzy w iście kmicicowym stylu. Polaków było kilkukrotnie mniej a zwyciężyli w tej bitwie jak i wielu innych na Podolu i całych Kresach Rzeczypospolitej. Kto chce dowiedzieć się więcej, oto mamy niespodziankę Historia Jampola opracowana przez naszych wolontariuszy.

Warto wiedzieć, że po drugiej stronie Jampola i Dniestru znajdują się Soroki, gdzie znajduje się również twierdza, wybudowana przez Mołdawian jako ochrona przed wojskiem polskim. Dziś Soroki są nieoficjalną stolicą Cyganów.

Artur Sułkowski 

Kierownik grupy Jampolskiej

To nie wszystko, niebawem opublikujemy serię wywiadów i filmów z naszego wyjazdu.

Zobacz koniecznie materiały z wcześniejszych lat naszych prac:

Jampol i Siemianówka – szturm na skraju Podola: relacja z akcji „Mogiłę pradziada ocal od zapomnienia”

Wywiad z młodym rodakiem z Żytomierszczyzny: Jeśli jesteś Polakiem, to działasz na rzecz narodu

Na kresach Kresów – relacja grupy z Jampola i Mohylewa Podolskiego [galeria]

Cmentarz jest ostatnim śladem polskości w Jampolu. Trudno ocenić liczbę grobów leżących w jej obrębie, ale może to być nawet 2 tys. mogił. Spora część cmentarza jest jednak niedostępna. Nekropolia jest co roku porządkowana w ramach akcji Mogiłę pradziada ocal od zapomnienia.

Jampol odgrywał bardzo istotną rolę w historii Polski i Ukrainy – nie tylko jako jedna z nadrzecznych strażnic, chroniących Podole przed Turczynem i tatarskimi zagonami („W Mohilowie wojsk nie ma, w Jampolu nie ma, w Raszkowie nie ma! Ja tu jeden pan!” – jak mówił Azja przerażonej Baśce w „Panu Wołodyjowskim”). Był też Jampol miejscem walk polsko-kozackich podczas powstania Chmielnickiego czy centrum nadgranicznego handlu… i przemytu oraz miejscem przechowania łupów kozackich. Surowe miasto na płonącym pograniczu przechodziło z rąk do rąk (Polacy, Kozacy, Turcy, znów Polacy), aż w 1793 roku na mocy II rozbioru zostało włączone w obręb carskiego imperium. Więcej o historii Jampola przeczytasz tutaj: Historia Jampola