398 lat temu, 19 czerwca 1624 roku, rozpoczęła się bitwa pod Martynowem.
Najazdy tatarskie były przez wieki największą plagą Kresów. Zwalczanie ich było niezwykle trudne, bowiem rzadko kiedy możliwe było zmuszenie Tatarów do otwartej bitwy. Nawet kiedy takową przegrywali, w trakcie ucieczki potrafili dziesiątkować ścigających strzelając w pełnym pędzie z łuków.
Ich słabością była pazerność, kiedy wracali obciążeni łupami byli już nieco łatwiejszym celem. Była to idealna szansa by ich wtedy dopaść, odebrać zrabowane łupy i uwolnić ludność prowadzoną przez nich w jasyr.
Dokładnie taką taktykę zastosował hetman Stanisław Koniecpolski pod Martynowem położonym na Pokuciu, nad Dniestrem. Najazd lat 1622-24 pod wodzą Kantymira Mirzy był szczególnie dotkliwy, Tatarzy splądrowali okolice Medyki i Przemyśla, Ruś Czerwoną, dotarli pod Sandomierz, Chełm, na Lubelszczyznę i ograbili całą środkową Małopolskę. Palili wsie i kościoły, uprowadzali tysiące ludzi.
Polskie salwy z łuków i rusznic zepchnęły Tatarów na urwisty brzeg Dniestru, zadając im ciężkie straty. Wielu z nich skakało do wody i tam ginęli rażeni polskim ogniem. Ranny został również sam Mirza. W pościgu za wrogiem polscy pancerni przeprawili się na drugi brzeg i tam właśnie Kantymir próbował jeszcze ostatniego nieudanego kontrataku. Z 10-tysięcznego tatarskiego wojska do domu wróciło tylko kilkuset wojowników.
Zobacz również: