Przemyślany, kresowe miasteczko w pobliżu Lwowa, żyje we wspomnieniach wielu mieszkańców naszego kraju, którzy po II wojnie światowej musieli stąd wyjechać. W ostatnich latach przyjeżdżają tutaj coraz częściej, by wspomóc działania ks. Piotra Smolki, który od 20 lat ratuje zabytkową przemyślańską świątynię. Duchowny integruje również mieszkańców pobliskich wsi: Mitulina, Chlebowic Świrskich czy Ciemierzyniec. O nich wszystkich opowiada odcinek programu Studio Wschód pt. „Przystanek Przemyślany”.
Przemyślany, kresowe miasteczko w pobliżu Lwowa, żyje we wspomnieniach wielu mieszkańców naszego kraju, którzy po II wojnie światowej musieli stąd wyjechać. Osiedlili się oni na Dolnym Śląsku, Opolszczyźnie i Ziemi Lubuskiej. W ostatnich latach przyjeżdżają tutaj coraz częściej, by wspomóc działania ks. Piotra Smolki, który od 20 lat ratuje zabytkową przemyślańską świątynię, ufundowaną w 1645 roku przez panujący wówczas ród Potockich. Kościół jest najstarszą budowlą w okolicy, nie zniszczyły go w XVII wieku hordy tatarskie, ani armia turecka, która zapuszczała się wówczas aż pod Lwów. Po II wojnie światowej zburzono kościelną wieżę i sąsiednie budynki, a świątynię zamieniono na fabrykę zbrojeniową.
– Cieszę się, że udało nam się odzyskać tę świątynię, że nasi Polacy, którzy tutaj zostali, a jest ich garstka, bo wiele starszych osób odeszło już do wieczności, mogą się w niej modlić – mówi ks. Piotr Smolka, proboszcz parafii w Przemyślanach.
Oglądaj odcinek „Przystanek Przemyślany” w Internecie
Parafia w Przemyślanach jest oparciem dla mieszkających tutaj Polaków. Wielu z nich nie ma już bliskich, a kościół stał się dla nich wszystkim. W dodatku pomaga podtrzymać narodową kulturę, tradycję oraz język polski, który przecież na co dzień nie jest w miasteczku używany.
– Mama jest rodzona w Krakowie. Przed wojną dziadek kupił tutaj ziemię, założył gospodarkę. Ale potem wybuchła wojna, dziadek wyjechał do Polski. A my tutaj zostaliśmy. Już nie mam nikogo z rodziny, jest jedynie kościół, który podtrzymuje mnie, idę do niego z radością – opowiada Krystyna Nowakowska Kowalczuk, mieszkanka Przemyślan.
Przez wiele lat życie tutejszych Polaków naznaczone było niepewnością i cierpieniem. Nie funkcjonowała również parafia rzymsko-katolicka, która dawałaby wytchnienie w tych trudnych chwilach. Mieszkańcy Przemyślan wspominają tamte czasy. W ich pamięci zapadł jednak najbardziej moment, gdy w Przemyślanach pojawił się ks. Piotr Smołka.
– Ja byłam mała, nas było w domu sześcioro, mama zmarła. Poszłam wtedy zamiatać miasto i widzę, że idzie nasz polski ksiądz i raptem go zabijają przy mnie. On pada i nie ma już księdza. Nie przyjeżdżali potem długo tutaj duchowni, bo bali się – wspomina Józefa Pranczak i dodaje – Chodziliśmy modlić się do kapliczki na cmentarzu. Pewnego dnia podjechał samochód i widzę, że wychodzi ksiądz, taki niziutki. Biegłam wtedy do przez drogę, mało nie wpadłam pod samochód, by go przywitać. Wtedy duchowny podarował mi chusteczki.
Ks. Piotr Smolka przyjechał do Przemyślan w 1993 roku. Kościół był wtedy ogrodzony, funkcjonował jako fabryka. Proboszcz pisał wówczas listy do prezydenta Kuczmy, do ministerstwa wojennego czy do premiera, by zwrócić obiekt katolickiej społeczności.
– W 1996 roku udało nam się otrzymać dokumenty potwierdzające, że kościół zostaje oddany Polakom. Ale to były tylko papiery, bo nikt nas nie chciał do świątyni wpuścić. Dyrektor fabryki zażądała ogromnej sumy pieniędzy, nigdy nie byłoby nas stać na taką kwotę. Przyszedł z pomocą nasz generał z Włoch i wpłaciliśmy te pieniądze. Wtedy mogliśmy przeprowadzić pierwszą mszę, to był wielki czwartek. Było to w górnej części kościoła, bo w dolnej aż do końca lipca 1997 roku pracowały maszyny. W sierpniu zaczęto je demontować, rzucano to wszystko na posadzkę, zniszczono ją, tak jak mury. We wrześniu oddali nam klucze i powiedzieli, ze możemy robić co chcemy – wspomina moment odzyskania kościoła ks. Smolka.
Proboszcz przywołuje również sytuację sprzed II wojny światowej, gdy w Przemyślanach zgodnie ze sobą żyli przedstawiciele różnych narodowości i religii. Nikt nie spodziewał się wówczas tak tragicznych wydarzeń, jakie przyniosły lata po 1939 roku.
– Przed wojną była wielka przyjaźń Polaków, Żydów i Ukraińców tutaj mieszkających. Tylko potem ta wojna wszystko zniszczyła. Przed wojną nasz ksiądz jeździł na tej samej furmance z księdzem grecko-katolickim. Wzajemnie chodziliśmy na swoje święta – przyznaje ks. Piotr Smolka.
Oglądaj odcinek „Przystanek Przemyślany” w Internecie
Dziś mieszkańcy Przemyślan wracają do tej tradycji i wspólnie idą święcić wodę, pokazując jedność chrześcijan. Chcą krok po kroku ponownie zbudować pojednanie i więzi, jakie zostały zerwane w czasie wojennych wydarzeń i tragedii.
– Tutaj zawsze mieszkały dwa narody i staramy się podtrzymywać taką tradycję dobrosąsiedztwa. To jest święto dla wszystkich, są tutaj przedstawiciele różnych konfesji i wyznań. Dzisiaj raduje się całe miasto – przyznaje Aleksander Zozula, mer Przemyślan.
W oddalonym o kilkanaście kilometrów od Przemyślan Mitulinie, przetrwało wiele polskich rodzin. Choć po wounie miejscowy kościół zamieniono na magazyn, Polacy trzymali się razem. Na modlitwach spotykali się w wiejskich chatach. Dzisiaj cieszą się z odzyskanej świątyni i kapłana z Polski, który skupił rodaków i zyskał sympatię Ukraińców.
Polacy z Mitulina przyznają, że to Bóg podarował im ks. Piotra, który jest dla nich niezwykle ważny. Ale do kościoła chodzą również tutejsi Ukraińcy, a część z nich pomagała nawet odbudować świątynię. Ns trwale związali się oni z katolicką społecznością.
Przez wszystkie powojenne lata Polacy czul się osamotnieni. Na początku 2000 roku zapadła decyzja o budowie kościoła w Chlebowicach Świrskich. Grupa katolików żyjąca w tej miejscowości z radością powitała księdz Piotra Smołkę. Nie powiodła się próba odzyskania historycznej świątyni w Świrzu, która służyła Polakom przez ponad 300 lat. Ale udało się wybudować w Chlebowicach Świrskich nową, niewielką świątynię.
Każdego roku mieszkańcy Chlebowic Świrskich oczekują na dary przygotowane przez dolnośląskich wolontariuszy akcji „Mogiłę pradziada ocal od zapomnienia”. Wspólnie porządkują też polski cmentarz, który przez lata był zapomniany. Powoli zabytkowa nekropolia odzyskuje godny wygląd.
– Bardzo jesteśmy wdzięczny naszym rodakom z Rogów, ze Świdnicy, z Legnicy. Czekamy na nich i nasza młodzież też ich oczekuje. Oni czują się jak w domu. Zapraszamy ich. Bez nich nie dalibyśmy rady uporządkować mogił przodków. Daliście impuls tutejszym – mówi ks. Piotr Smolka.
Od kilu lat proboszcz zabiegał o odzyskanie zrujnowanego kościoła w Ciemierzyńcach koło Dunajowa. Dawni mieszkańcy tej ziemi po wojnie wyjechali na Dolny Śląsk i Opolszczyznę. Zapomnieli o ojczystej ziemi i pamiątkach po swoich przodkach. W ostatnich latach świątynia zamieniona była na stajnie, następnie wydzierżawiono ją hodowcom owiec. Zrujnowany został również położony wokół kościoła cmentarz. Kilka tygodni temu zapadła decyzja o przekazaniu kościoła przemyślańskiej parafii. Teraz świątynia znów gromadzi Polaków z okolicznych wiosek.
– Kościół św. Stanisława Kostki w Ciemierzyńcach jeszcze całkowicie nie jest odzyskany. Jeszcze oczekujemy na dokumenty, potwierdzające nabycie ziemi. Cieszymy się, że przyjechali parafianie. Oni są w większości z Dunajowa, z Kuternogi, są też miejscowi. Jest zima, wiec starszym ludziom trudno dotrzeć. Z bożą pomocą ten kościół się zmienia – nie kryje zadowolenia proboszcz.
Bardzo zadowoleni są również mieszkańcy okolicznych wsi.
– Moje dziadki i ojcowie tutaj chodzili, brali dzieci na mszę. Bardzo się cieszymy, że będzie ten kościół. Jak była komuna, to my aż 25 kilometrów pieszo chodziliśmy do Pomorzan. Cały dzień tak schodził. A teraz to będzie pięknie – mówi Zofia Dziubka, mieszkanka Białego.
Ks. Piotr Smołka zachęca wszystkich, by przyjeżdżali do Przemyślan i okazywali pomoc rodaków. Na Ukrainie, w wielu miejscach, panuje bowiem bieda. Ludzie są jednak bardzo gościnni i oczekują na gości, których podejmują bardzo serdecznie.
– Nie bójcie się przyjechać, zobaczyć swoje rodzinne strony i pomóc tutejszym Polakom. Tutaj jest bieda, a my jesteśmy wdzięczni za każdą pomoc. Nigdy nie żałowałem ani jednego dnia, ani godziny, że tutaj przyjechałem. Żałowałem tylko, że tak późno. Chcę być tutaj do końca – mówi ks. Piotr.
Więcej w programie…