W Boże Narodzenie 1881 roku, 141 lat temu, w Warszawie doszło do zamieszek na tle antyżydowskim, w których ucierpiało nawet kilka tysięcy osób.
Tego dnia podczas świątecznego nabożeństwa w kościele św. Krzyża dało się usłyszeć krzyk ostrzegający o pożarze w świątyni. Wierni panicznie rzucili się do wyjścia, w wyniku zatratowania zginęło 20 osób. W tłumie rozeszło się podejrzenie, że sprawcą był żydowski kieszonkowiec, który w ten sposób chciał odwrócić od siebie uwagę.
Plotka ta błyskawicznie się rozprzestrzeniła i wściekły tłum począł napadać na Żydów i ich sklepy na Krakowskim Przedmieściu. Późny popołudniem ekscesy te rozeszły się po całej Warszawie, najbardziej drastyczne były na Pradze. Zagrożeni Żydzi zaczęli formować samoobrony, które na Grzybowie i Nalewkach odparły ataki, na Rybakach pomagali im w tym katolicy.
Zamieszki zostały do 27 grudnia opanowane przez rosyjskie wojsko i policję. Dwie osoby zginęły, 24 zostały ranne, prawie tysiąc ubogich rodzin żydowskich straciła cały majątek, w sumie straty materialne odnotowało 10 tys. Żydów. Do aresztu trafiło 2600 ludzi, głownie robotnicy, wyroki za udział w pogromie sięgały do rocznego uwięzienia w twierdzy oraz zesłań.
Wydarzenie to spotkało się z jednogłośnym potępieniem polskiej inteligencji. Ofiary pogromu wspierali m.in. Helena Modrzejewska, Jan Bloch i Ludwik Natanson.
Zobacz również: