Cieszyliśmy się bardzo z kolejnego wyjazdu na Ukrainę. Nasze myśli już od wczesnej wiosny krążyły wokół akcji. Włożyliśmy w nią przecież tyle wysiłku. Od kilku lat jako grupa wolontariuszy pod egidą Szkoły Podstawowej im. Armii Krajowej w Prusach oraz przewodnictwem p. Ewy Majewskiej wyjeżdżamy na podolskie cmentarze, żeby przywracać od zapomnienia mogiły dawnych polskich mieszkańców tych ziem.
W pierwszych dniach lipca jak zwykle rozpoczęliśmy przygotowania do wyjazdu. Bazując na doświadczeniu z lat ubiegłych nastawialiśmy się psychicznie, że kwartały cmentarza, które w zeszłym roku pozostawiliśmy bez roślinności będą znów okryte gęstymi „burzanami”. Niemniej jednak jechaliśmy z przekonaniem, że nasza ciężka praca ma sens.
Z każdym rokiem nasz, polski, łoszniowski cmentarz, na którym od wieków spoczywają kości naszych przodków nie jest już jedynie ciemną gęstwą wysokich wiązów, rozgałęzionych dereni, giętkich szakłaków czy kolczastych akacji (dla większej niedostępności przetkanych dzikim winem). Nagrobki i figury są coraz bardziej widoczne bo przykrywa je „tylko” kożuch bodiaków, lebiod i pokrzyw. Na najdawniej pielęgnowanych przez nas fragmentach cmentarza nie ma już nawet burzanów, a miejsce bujnej, zdziczałej pokrywy zielnej zajęły „lekkie” zbiorowiska trawiaste. Mamy nadzieję, że cmentarz w Łoszniowie będzie kiedyś wyglądał tak jak ten w Nowej Mogielnicy, gdzie wokół polskich grobów rośnie niemal tylko trawa. Ale samo z siebie nic się nie zrobi. Dlatego jechaliśmy pełni nadziei, że uda nam się ponownie wyrwać z zielonej czeluści nowe partie nekropolii i przywrócić je ludzkiej pamięci.
Tym razem, poza młodzieżą – Martyną Olędzką oraz Maćkiem i Kubą Laszczyńskimi, towarzyszyli nam potomkowie łoszniowian, którzy przyjechali aż ze Sztokholmu. Niezwykle sympatyczni Bożena i Marek Mordarscy bardzo szybko „wtopili się” w naszą grupę i okazali się nieocenionymi pomocnikami w pracach porządkowych. Zaczęliśmy od inwentaryzacji zdjęciowej stanu początkowego. Był on taki, jakiego się spodziewaliśmy – bujne akacjowe odrośla, osty, lebiody i pokrzywy pokryły szczelnie obszar, z którego w zeszłym roku usunęliśmy drzewa i krzewy. Ale tam, gdzie nasze prace wykonywaliśmy już dwa albo więcej lat było ich znacznie mniej. Na cmentarzu stawili się nasi łoszniowscy współpracownicy – Włodzimierz Kobel, który specjalnie na czas akcji wrócił z pracy sezonowej w Polsce oraz Michał Laszczyński z wnukiem Aleksandrem. Na początku założyliśmy, że na cmentarzu w Łoszniowie wytniemy kwartał w centralnej części nekropolii, tak aby odsłonić i wyeksponować pomnik ku czci poległych i zaginionych mieszkańców wsi w czasie I Wojny Światowej. Ten ufundowany niemal 100 lat temu przez wdowy, matki i sieroty monument usytuowany jest w centralnej części polskiego cmentarza. Niestety okazało się, że miejsca, gdzie prowadziliśmy tegoroczną wycinkę od lat służyły miejscowym mieszkańcom jako cmentarny śmietnik. Przykre to, bo znajdowały się tam przecież groby. Dlatego postanowiliśmy, że na zakończenie prac ustawimy tam tablice z napisami po ukraińsku : „Nie śmiecić”. Podzieliliśmy się na dwie grupy. Jedni pracowali kosami mechanicznymi wycinając odrośla akacji i „burzany”, a drudzy wycinali las, wyciągali, składali i palili gałęzie.
Pogoda była nieco inna niż w poprzednich latach. Deszcz „wisiał” w powietrzu. Szczęśliwie jednak ani razu nie musieliśmy przerywać naszej pracy. W czasie, kiedy kosiarze pojechali do Nowej Mogielnicy, w celu porządkowania tamtejszego cmentarza, Leonard Lis z Włodzimierzem Koblem przystąpili do remontu pomnika proboszcza parafii p.w. Św. Jana Kantego w Łoszniowie z początku XX wieku – ks. Władysława Bożyńskiego. Najpierw podkopali fundamenty postumentu, a następnie specjalnie przywiezionym do tego celu z Polski łomem podważyli przechylony pomnik i podkładając kamienie wyprostowali go. W wyniku wycinki lasu udało nam się także włączyć do uprzątniętego obszaru cmentarza układany z polnych kamieni grobowiec należący najprawdopodobniej do rodziny dzierżawców dóbr łoszniowskich – Zabielskich.
W święto Piotra i Pawła, które na Ukrainie (zgodnie z kalendarzem juliańskim) przypadało na nasz 12 lipca oraz w niedzielę – nie pracowaliśmy, a wolny czas poświęciliśmy na poznawanie Podola. Na Piotra i Pawła wybraliśmy się do Czerniowiec, wcześniej jednak odwiedzając polecany przez Michała Laszczyńskiego wodospad na rzece Dżuryn w Czerwonogrodzie koło Zaleszczyk. To miejsce bardzo nas zauroczyło. Rzeka spada w dół doliny kilkunastometrową, podwójną kaskadą. Sama dolina także jest przepiękna. Ma dość strome ściany, a na jej środku, z pagórka o kształcie wąskiej grzędy, wystają wieże ruin pałacu Ponińskich,. Podniesiony z ruin po I Wojnie Światowej nie przetrwał niestety kolejnej wojny. Obok pałacu smucą, nie mniej zniszczone, ruiny ogromnego kościoła katolickiego. Czerwonogród do 1945r. był polską miejscowością, której mieszkańcy zostali w okrutny sposób wymordowani w lutym 1945r. przez UPA. Przy kościele, w chaszczach, odnaleźliśmy wąską ścieżkę, która prowadziła do mogiły naszych rodaków. Ponoć dopiero w latach 90-tych mógł odbyć się ich pogrzeb, bo zaraz po śmierci wrzucono ich do dołu po wapnie. Zapaliliśmy znicze i pomodliliśmy się. Może kiedyś powinniśmy tu przyjechać z naszym sprzętem i uporządkować otoczenie? Szkoda jedynie, że nad pobliskim ośrodkiem wczasów dziecięcych, który powstał na miejscu wioski, obok państwowej flagi Ukrainy powiewała też czarnoczerwona – banderowska. Widocznie jeszcze trochę wody w Dżurynie musi upłynąć, żeby obecni gospodarze tych ziem zrozumieli jaki bezmiar nieludzkich krzywd przyniósł niewinnym ludziom nacjonalizm spod znaku OUN- UPA. Kolejnym przystankiem na naszej drodze były Czerniowce. Piękne miasto, stolica Bukowiny, w którym najbardziej zachwycił nas Uniwersytet Czerniowiecki, wpisany na listę światowego dziedzictwa UNESCO oraz Teatr Muzyczno-Dramatyczny i Ratusz. W niedzielę wybraliśmy się do grodu Potockich – Buczacza. Ruiny kresowej warowni Rzeczpospolitej, kościół Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny z inskrypcją nad portalem wejściowym poświęconą Potockim, greko – katolicki klasztor Bazylianów ufundowany przez ojca Stefana Aleksandra oraz syna Mikołaja Bazylego Potockich – XVIII wiecznych magnatów kresowych i słynnych ówczesnych awanturników, a także przepiękny rokokowy ratusz który powstał dzięki ostatniemu ze wspomnianych Potockich. To wszystko przypominało nam o barwnej i nietuzinkowej historii tych ziem. Na zakończenie niedzielnej wycieczki odwiedziliśmy Prawosławną cerkiew św . Onufrego z kaplicami wykutymi w grotach nad rzeką Strypą i w upalnym słońcu zwiedziliśmy pobliską wieś Rukomysz.
Założenia, dotyczące porządkowania cmentarzy w Łoszniowie i Nowej Mogielnicy w 2019 roku zostały przez nas zrealizowane. Martwić może fakt, że po raz kolejny nie udało nam się wciągnąć większej ilości obecnych mieszkańców Łoszniowa do współpracy. Niemniej jednak nasza działalność na cmentarzu na pewno nie przeszła tam bez echa, chociaż przerywaliśmy pracę na czas świąt ( także tych ukraińskich) oraz podczas pogrzebów. Wyjechaliśmy z Ukrainy pełni nadziei i planów na przyszłość. Tam naprawdę jest jeszcze dużo pracy. Przez naszą pracę możemy udowodnić i pokazać jak bardzo ważni dla nas są nasi przodkowie i że ocalimy ich od zapomnienia .
Piotr Laszczyński
zdjęcia porównawcze :