Program realizowany na Ukrainie, tym razem w okolicach Kijowa, gdzie od początku wojny miasteczka i wsie położone w tym rejonie były ostrzeliwane i bombardowane. Zginęło wielu ludzi.
Ci którzy uciekli przed nawałnicą i wracają teraz do swoich domów, często dowiadują się, że nie mają już niczego. W Borodiance, oddalonej o niespełna 30 kilometrów od stolicy Ukrainy , zbombardowana została centralna ulica. Nie ma na niej ani jednego całego domu. Ludzie ginęli tu w płomieniach palących się wieżowców. Inni umierali pod gruzami.
Opowiada nam o tym młody chłopak – Juryj Danieluk, który zdążył wyjechać z miasta przed największą nawałnicą. Zginęli wszyscy jego sąsiedzi, których poranny atak zastał w mieszkaniu. Nie było pogrzebów, bo ci ludzie spalili się doszczętnie.
Wielu, z tych którzy przetrwali, żyje jeszcze w piwnicach, nie mając dokąd pójść. Ocalone z pożogi mieszkania, zostały ograbione przez napastników. Nie ma jeszcze ani prądu, ani wody. Ale ludzie próbują odbudować swoje życie.
W takim wypalonym mieście, świętowali prawosławną Wielkanoc, święta, które niosą nadzieję.Do cerkwi przybyło mniej ludzi niż zawsze. Parafianie przestraszyli się zapowiadanych na wielkanocną niedzielę, nalotów. Ale wielu chciało świętować, aby zapomnieć o koszmarze ostatnich tygodni.
Pytani, chętnie opowiadają o tym, jak udało się im przetrwać ten czas. Ich ksiądz Dmitro Koszka z cerkwi prawosławnej kijowskiego patriarchatu, przekazywał pomoc humanitarną, opiekował się najsłabszymi. Jest dumy, że Ukraińcy, mimo wielu strat, nie poddali się. Dziękuje Polsce za pomoc i solidarność.
W przyległych do Borodianki zrujnowanych wsiach, tegoroczna Wielkanoc była szczególnie oczekiwana. Tutaj straty również są ogromne. Zniszczone kompletnie wiejskie chaty i budynki gospodarcze. To pierwsze spotkanie mieszkańców po dniach pełnych strachu i niepewności. Namiastka dawnego życia, które zabrała wojna. Chociaż bólu zadanego przez napastników nie można zapomnieć.
O tych wydarzeniach opowiadają mieszkańcy Ozierszczyny i Dmitrówki. Tam Rosjanie stacjonowali najdłużej. Obraz tego skrawka wypalonej ziemi, trudny jest do zaakceptowania przez miejscowych, ale też przez przyjezdnych.